Come back to me...
Komentarze: 3
Coś mnie tu dawno nie było... Ale mam potrzebę wyrzucenia z siebie wszystkiego co mnie boli i co duszę w sobie... Ostatnimi czasy wiele się zmieniło w moim życiu... Śmierć bliskiej osoby... Problemy w rodzinie... No i... Jedyna radość, jedyne szczęście, które dostałam od życia, również ode mnie odeszło... Jak dotąd kochałam go bardzo... A teraz kocham go bardziej niż kiedykolwiek... Czy to głupie, gdy kocha się kogoś mimo wszystkich przykrych słów, które czasem okropnie bolały? Czy to naprawdę nierozsądne, że chce się stworzyć związek z kimś, z kim miało się takie huśtawki? Może i tak jest... W takim razie nie jestem ani mądra ani rozsądna... Ale Go kocham... I nie wydaje mi się, że cokolwiek to zmieni... Przypadkiem natrafiłam na piękną piosenkę, pt. „The reason”... Właściwie słowa tej piosenki w całości mogłabym zacytować właśnie dla Niego, gdyż idealnie wpasowują się w obecną sytuację...
I've found out a reason for me
To change who I used to be
A reason to start over new
and the reason is you…
Wcale nie proszę o wiele… Jedynie o tą ostatnią szansę, by pokazać Ci, że dzięki Tobie stałam się kimś, kim chciałeś bym była… Kimś lepszym… Kimś, kogo mógłbyś pokochać najbardziej na świecie… Oczywiście, mogłam się pomylić... Ale skoro przeżyliśmy ze sobą rok, to chyba moglibyśmy jeszcze ten miesiąc czy dwa przeżyć razem na próbę... To naprawdę niewiele... Jeśli by się nie udało to musiałabym pogodzić się z faktem, że się pomyliłam, a szczęście wcale nie jest mi pisane... Czemu wciąż zabiegam, wciąż czekam i, chyba musze to tak nazwać, walczę o Ciebie? Odpowiedź masz wyżej... Bo jesteś tym promyczkiem szczęścia rozświetlającym nawet gradowe niebo... Bo jesteś tym ciepłym płomykiem świecy, który ogrzewa mnie gdy problemy spadające na mnie jak grom z nieba, ziębią mnie i sprawiają, że nie wiem gdzie iść... Bo masz siłę, której mnie często brakuje, ale by dotrzymać Ci kroku udaję, że wciąż ją mam... Bo sprawiłeś, że nawet łzy smakowały jak szczęście... Bo jesteś największym szczęściem jakie spotkało mnie w życiu i tak trudno się z nim rozstać... To zupełnie tak, jak zabrać małemu dziecku jego ukochaną zabawkę... Nie mówię, że jesteś zabawką, broń Boże... Chodzi o to, że jak dziecku zabiera się jego ukochaną zabawkę to nie może się z tym pogodzić... Szuka jej... Płacze za nią... Chce ją odzyskać... Wtedy żadna inna zabawka nie jest dla niego atrakcyjna... I może z biegiem czasu zacznie się bawić inną, ale już zawsze będzie każdą z nich porównywało do tej ukochanej... Może i się mylę, może faktycznie nie jesteśmy sobie przeznaczeni... W końcu ludzie są omylni... Ale jeśli się nie spróbuje to się nie dowie... Nie zaryzykujesz to nic nie wygrasz... A stracić teraz możesz naprawdę niewiele... Bo cóż to jest obdarzyć kogoś choć minimalnym zaufaniem? Albo będzie się je pielęgnowało i z czasem urośnie do olbrzymich rozmiarów, albo zgaśnie na zawsze... Wiem... Wiem, że powiesz: „ale ja nie chcę”... Ale pamiętasz „naszą” piosenkę?
„Tak jak ja nie kochał nikt...”
Jeszcze nigdy nikogo nie obdarowałam takim uczuciem... I nie chodzi tu o jego siłę a o jego wyjątkowość i niepowtarzalność... Może inna będzie Cię kochała bardziej, mniej, namiętniej, oschlej... Nie wiem... Ale tak jak ja Cię kocham, nie będzie Cię kochała żadna... I to jest wyjątkowe... Pamiętaj też, że czasem warto postawić na jedną kartę ze względu na te wszystkie piękne chwile, które się wspólnie przeżyło... Tym bardziej teraz, gdy żadne z nas nie ma nic do stracenia...
No tak... I notka jak zwykle o tym samym... No i co z tego? To w końcu mój blog...
Listen to my heart can you hear it sings
Come back to me and forgive everything...
Seasons may change winter to spring
But I'll love you until the end of time...
Dodaj komentarz