Komentarze: 2
Heh... Można by powiedzieć „wiosna nadchodzi”... Powoli chyba wychodzę z zimowego dołka... Choć nadal nie jest tak jak bym chciała, by było, choć wciąż sytuacja jest dziwna i niepewna, to zaczynam się uśmiechać... Śmiać z niczego... Idę sobie po ulicy i myślę sobie „a uśmiechnę się” – i się uśmiecham... Mimo tego nadal są momenty, że wtulam się w poduszkę i płaczę... A przy tym udaję, że wszystko jest all right... To ze względu na Pawła... Obiecałam, więc muszę obietnicy dotrzymać... Inaczej zostanę kompletnie sama... Nie wiem, czy dobre jest takie stawianie antidotum w stylu „zmień się albo z nami koniec”, ale po części Go rozumiem... Cóż... Niby jesteśmy razem, niby wszystko gra, ale... No właśnie, jest ale... Nadal mam wrażenie, że to jest robione na siłę i ze względu na moją obecną sytuację... Nie powiem mu rzecz jasna tego, bo... Nie chcę go stracić... Wolę więc udawać, że jest wszystko fajnie i uśmiechać się gdy tylko tego chce... Bo w końcu można się przyzwyczaić do ciągłego uśmiechu. Nie będzie to jedynie znaczyło, że jestem zadowolona czy też... szczęśliwa... Szczęśliwa chyba jestem... Bo On daje mi wiele radości i szczęścia... Ale... Gdy dziś oglądałam SHREKA II to... Zapragnęłam, by mężczyzna którego kocham był gotowy zrobić dla mnie wszystko... A wiem, że Paweł nie zrobiłby wszystkiego... Czy to oznacza, że mu nie zależy? Bardzo możliwe.. Dlatego tym bardziej się obawiam... A może to ja zbyt wiele wymagam... Albo po prostu nie zasłużyłam na szczęście? Będzie co ma być? Pewnie tak... Boję się... Cholernie boję się jednak, że będzie nie tak jak ja chcę... I to nie jest kwestia egoizmu czy złości, że znów coś jest nie po mojej myśli... To kwestia tego, że przestanę wierzyć w istnienie miłości... A człowiek ponoć nie może żyć bez miłości...
„Będzie co ma być, już wiem, że nic nie zmienię... Poczekam i popatrzę...”