Archiwum styczeń 2006


sty 31 2006 Myśli splątane...
Komentarze: 1

...Uczuciem niepewności... Za dwa dni moja mama idzie do szpitala... Niby to operacja na nogi, ale cholernie się boję... Przez to teoretycznie jest ok i nic się nie zmieniło, ale w sercu mam taki lęk, że nawet jego się boję.... Tak dobrze widzisz... Niby taka twardzielka, a boi się jak małe dziecko... Jak sobie pomyślę, że w czwartek wyjdę z domu do szkoły, a gdy wrócę jej już tam nie będzie, to mi się tak bardzo chce płakać... Powtarzam sobie, że wróci w poniedziałek i będę się nią opiekowała, ale i tak nie mogę powstrzymać się od płaczu. Kolejnym arumetem, który sobie powtarzam jest to, że ma komórkę, mogę do niej pisać itp. Ale jak mam pisać o wszystkim co się działo w szkole... Przecież to nie to samo co codzienna rozmowa. Dzisiaj napisałam jej będąc w szkole, że jestem z siebie dumna, bo zrobiłam na tablicy sama zadanie z matury z matematyki. Ona odpisała (co prawda po dwóch godzinach bo jeszcze nie umie pisać esów), że jest ze mnie dumna. Siedziałam wtedy na polskim i zrobiło mi się tak miło... Co prawda nigdy nie powiedziała mi tego osobiście, ale nawet taki SMS dla mnie wiele znaczy. Nie piszę o wszystkich moich problemikach, gdyż one są teraz nieważne... Wszystko jest nieważne... Chciałabym położyć się w czwartek spać i obudzić się dopiero w poniedziałek, kiedy ona już będzie w domu... W takich chwilach najbardziej odczuwam, że jest i będzie najważniejszą osobą w moim życiu! Ona i babcia... I nikt inny...Są najważniejsze...najwspanialsze...najkochańsze...

bociankes : :
sty 27 2006 Paradoksy
Komentarze: 1

„ – Zrobię dla Ciebie wszystko...
- Nie trzeba wszystko.
- Tylko co?
- Tylko mnie kochaj!”
”- Co mogę zrobić, żebyś mi wybaczył?
- Tylko mnie kochaj”

Zabawne jak film potrafi odzwierciedlić rzeczywistość. Tylko jest jedno „ale”. To „tylko mnie kochaj” oznacza „wszystko”. Swego czasu pewnemu chłopakowi powiedziałabym dokładnie to samo. Powiedziałabym, że nie musi zrobić dla mnie wszystkiego, jeśli będzie mnie kochał... Ale on wolał robić dla mnie „wszystko” niż  „tylko mnie kochać”. I tu jest paradoks. Kochać, to znaczy wszystko, ale wszystko nie znaczy kochać. Ostatnio nie mogę spać po nocach i myślę... Czasem oglądam horrory, które odciągają mnie od tych wszystkich niedorzecznych pomysłów. Ale film się kończy, a życie i wszystkie myśli przywracają swój bieg. O czym wtedy myślę? O tym, że musze przeczytać dwie książki, że powinnam się więcej uczyć.. Ale i o tym, że nie znajdę prawdziwej miłości szukając jej w blasku słońca. Odnajdę ją przy blasku świecy, która zapalę na ciemnej drodze w pochmurną noc... Miłość znajdę w ulewnym deszczu spływającym mi po policzkach. Wtedy zdarza mi się pisać zwykłe, niezwykłe SMSy, które nie wyrażają nic jednocześnie wyrażając moje uczucia i myśli najlepiej jak się da... Ludzie znają wiele paradoksów, ale nie wiedzą, że największym paradoksem jest ludzkie życie.

 

I cały czas tylko on w mych myślach
Wyganiałam go krzykiem...
A on tylko się śmiał...
Wypędzałam go płaczek...
A on tylko drwił...
Ten on...Tylko on...

bociankes : :
sty 25 2006 Są chwile, gdy wolałabym martwą widzieć...
Komentarze: 1

Przychodzą takie chwile, gdy prawdą jest stwierdzenie, iż mam tylko jedną wadę – brak zalet. Wtedy potrzebuję, by ktoś to zdementował. By powiedział mi, że dla niego jestem księżniczką. Z pomocą w takich chwilach przychodzi Wiktor. Ktoś więcej niż przyjaciel. Ktoś, kto nie jest sam w sobie, ale we mnie... Ktoś kto zna mnie tak dobrze, jak zna mnie może tylko moja babcia. Dziękuję mu za to, bo to właśnie on dawał mi w takich chwilach nadzieję. Przyszła jednak chwila, kiedy uwierzyłam... Uwierzyłam w to, że nie mam zalet, albo przynajmniej mam w sobie więcej zła jak dobra. Naturalnie, Wiktor przybył na ratunek. Lecz tym razem nie dał mi nadziei. Robił wszystko by ją dać, ale nie udało mu się. Mówi, że jestem uparta. Tak...Jak osioł...Jak osioł, wół, młode ciele i knur razem wzięte. Jednak wiem jedno. Wiem, że nic nie wiem. I moim najgorszym problemem nie jest brak kogoś kogo chcę kochać, a brak szczęścia. Tego którego mogę dawać i mogę otrzymywać. Boję się zasypiać sama...Lękam się porannego słońca, które swymi jasnymi promieniami przyniesie ciągle ta samą nowinę... Ten sam ból... Ten sam lęk i wyraz: „żegnaj”...Wciąż nie mogę się nauczyć, że chwile szczęścia są tylko chwilami i kiedyś mijają.... Czasem jest to 11 miesięcy, czasem 3 miesiące...A czasem trzy godziny... Godziny, w których jest się tylko dla tej jednej osoby... Jest tylko on i ona... Nie ważne czy są dla siebie przyjaciółmi, rodzeństwem, czy obcymi ludźmi... Jeśli potrafią dać chwilę szczęścia, wtedy wydaje mi się, że i ja je daję... Jednak... Czy tak jest naprawdę? Może tak samo jak ja potrafię przed wszystkimi udawać jaka to ja jestem szczęśliwa, twarda i niczego się nie boję, tak samo i oni udają, że czują się przy mnie idealnie? Nie ważne czy Stefan, Marian, Adam, Marcin, Piotrek, Mateusz, Michał, Tomek, Kamil, czy nawet Wiktor... Każdy z nich kiedyś wyjdzie z mojego domu mówiąc jak w taniej telenoweli: „do zobaczenia nigdy”. Każdy z nich będzie miał kiedyś dość. Tylko czemu oni nie potrafią zrozumieć, jak wiele szczęścia mi dają? Czemu nie chcą, bym się im odwdzięczyła? Czasem nie potrafię się odwdzięczyć (tu aluzja do Wikiego), ale chciałabym. Tylko poczekajcie... Cierpliwie poczekajcie i starajcie się zamieniać moje wady na zalety... Może kiedyś będę mogła powiedzieć „Jestem księżniczką i mam jedną najważniejszą zaletę: brak wad”.... Do tego czasu będę jak ryba w akwarium mojego brata... Odcięta od reszty, bo zagraża innym...

bociankes : :
sty 19 2006 "Wyjeżdżam. - Na ile? Na zawsze"
Komentarze: 1

Czasami mam ochotę wyjechać. Zniknąć na dobrych parę lat... Uciec, nie mówiąc nic nikomu, by o mnie nie myśleli... Zapomnieli... Poukładali życie od nowa beze mnie... Czasem myślę, że wszystko co złe dzieje się przeze mnie... Dzieje się tak, bo ja jestem zła... Zła do szpiku kości... Wiele osób powiedziałoby teraz, że widocznie chcę taka być, ale... Ja nie chcę... Im bardziej staram się być lepsza, tym jestem gorsza... Opowiadałam mojej babci o Marcinie... Na początku nawet go lubiła, ale gdy się dowiedziała jak mnie traktuje, to momentalnie go skreśliła. Powiedziała mi, że to nie jest człowiek. To potwór, który mnie w końcu zabije... Wypleni we mnie całą dobroć. Wtedy powiedziałam jej, że ja nie jestem dobra, że kawał cholery ze mnie i może to właśnie ma być moja kara. Babcia powiedziała, że swoją dobroć, serce i wielką miłość do ludzi pokazuję właśnie na przykładzie Marcina. Powiedziała, że ona nigdy nie dałaby mu tylu szans...Że nigdy nie podałaby mu tyle razy ręki do pomocy... Wręcz przeciwnie zostawiłaby go na pastwę losu. Wtedy może czegoś by się nauczył... Babciu droga... To nie dobroć... To nie wielkość serca, ani miłość... To po prostu moja bezgraniczna naiwność i głupota... Tak... Wierzę w coś, co nie może mieć miejsca. Wierzę, że potrafię zmienić świat. Nikt tego nie potrafi... A tym bardziej takie zero jak ja... Cóż... Nie zniknę wyłączając gadu – gadu, komórki, zamykając się w pokoju. Ale chyba lepiej będzie, gdy powrócę do epoki bez komputera i telefonii. Nie będę wtedy ani krzywdziła, ani cieszyła. Zniknę z życia zaledwie kilku osób. Które paradoksalnie są jednymi z najbliższych mi na świecie. Osób, które nie wierzą w to co mówię... Mają dosyć mojego zachowania... Mają dosyć mnie...

bociankes : :
sty 13 2006 Bajki...
Komentarze: 2

Długo zastanawiałam się co napisać w tej notce... Czy mam opisać dwa pierwsze tygodnie nowego roku? No ale po co? Wiadomo, że wszystko układa się stereotypowo
szkoła > dom > szkoła itd... Może rozterki mojego serca? Nieeeee... To byłoby zbyt nudne i monotonne... Po namyśle doszłam do wniosku, że napiszę tu bajkę, którą opowiedziała mi pewna staruszka na przystanku. Wzięłam ją za jakąś obłąkaną... Ale ta opowieść tkwi we mnie od kilku lat... Zaczyna się banalnie, jak każda normalna bajka:

 

Był sobie książę... Książę zupełnie inny niż wszystkie książęta...Nie jeździł na białym koniu, gdyż wolał chodzić pieszo. Swego bogactwa nie afiszował, wręcz przeciwnie... Swoją urodą dorównywał co prawda innym książętom, ale na pewno nie był najprzystojniejszym mężczyznom na Ziemi. Wydawać się mogło, że jest on zwykłym człowiekiem, nikim wspaniałym i wyróżniającym się. Jednak książę miał w sobie coś takiego, co stawiało go właśnie w takim świetle. Pewnego dnia książę przechadzał się po parku... Zauważył swych przyjaciół, więc postanowił podejść i przywitać się. Gdy stanął naprzeciw swoich znajomych spostrzegł, gdyż był osobą szalenie spostrzegawczą, że wraz z nimi była mała dziewczynka. Rzucił niedbałe ‘witajcie’ do przyjaciół i ukucnął przy dziewczynce. Była to zupełnie niezwykła mała dziewczynka o długich brązowych włoskach, ślicznych niebiesko – szarych radosnych oczkach i uśmiechu, który powodował u księcia aurę szczęścia i ciepła. Teraz już wszyscy razem chodzili po parku śmiali się i rozmawiali. Dziewczynka z zainteresowaniem przypatrywała się księciu. On kątem oka również na nią zerkał. Przyszedł jednak moment, że musieli się rozstać. Oboje nie byli tym faktem zachwyceni. Jednak wizja kolejnego spotkania napawała ich nadzieją. Po jakimś czasie mała dziewczynka powiedziała swojemu przyjacielowi, że kocha księcia, ale wie że sama księżniczką nie jest więc nie może liczyć na jego względy. Zakazała wspominać księciu o swoim uczuciu. Chciała je mieć dla siebie, by móc się nim cieszyć zawsze gdy będzie blisko księcia. Tego samego dnia, lecz o późniejszej porze książę przyszedł do dziewczynki. Uradowała się gdy go zobaczyła i radośnie rzuciła mu się na szyję. On nie pozostał bierny. Zabrał ją do parku, gdzie przechadzając się alejkami rozmawiali o wszystkim i o niczym zarazem. Nagle książę powiedział dziewczynce, że bardzo mu się podoba i zakochał się w niej. Dziewczynka od razu wiedziała, że jej przyjaciel coś powiedział księciu, lecz nie była zła, bo książę też ją kocha... Nie mogła się jednak oprzeć i zadała pytanie czy ktoś mu powiedział o jej uczuciach... Książę jednak o niczym nie wiedział. Od tej chwili byli razem. Mała dziewczynka pozostała małą dziewczynką dla innych, lecz dla księcia była jedynką, najwspanialszą i najpiękniejszą księżniczką. Jednak jakiś czort wplótł się między nich i szczęście prysło... Księżniczka stała się wiedźmą a książę uciekł zraniony... Długo miał nadzieję, że odzyska swoją małą dziewczynkę. Jednak ta już nie chciała być małą niewinną dziewczyną. Znalazła innego ‘księcia’. Chyba była z nim szczęśliwa, jednak czasami myślała o prawdziwym księciu. Ten jednak znalazł już swoją królową i był z nią szczęśliwi jak z nikim. Nie myślał już o dziewczynce. Czasem jeszcze wymienili poglądy na świat, ale prawie ze sobą nie rozmawiali. Dziewczynka tak jak książę chciała sobie ułożyć życie. Jednak nie umiała bo, żaden z kandydatów na ‘księcia’ nie był jej niezwykłym księciem. W końcu mała dziewczynka stała się samotna. Samotna jak nikt na świecie... Pustkę w jej życiu wypełniały wspomnienia chwil spędzonych z księciem.

 

W tym momencie przyjechał tramwaj i zostawiłam staruszkę bez słowa. Ta zaś krzyknęła za mną:
”Ta bajka nie ma zakończenia! Ty dopiszesz w niej ostatnie zdania!”

Kilka dni później przeczytałam w gazecie „ Wróżka zginęła. Osiemdziesięciotelnia wróżka zmarła na zawał serca na przystanku „Dąbrowa” we wtorek ok. godziny 7:00.(...)”

bociankes : :